Historia Żychlina
I posłał Bóg anioła do Marii………..
Jest rok 1932 – Chojno w powiecie szamotulskim . Tomasz Kozielski dyrektor cukrowni w Żychlinie kupuje dla swej żony Kazimiery i dwóch synów gospodarstwo rolne i młyn wodny w Chojnie o powierzchni 16 ha. ..…tak zaczyna się kolejny etap w życiu Tomasza Kozielskiego.
Młyn wodny w Chojnie . Synowie Lech i Janusz przystąpili do gruntownej modernizacji młyna. Byli to ludzie bardzo inteligentni i lubiani przez mieszkańców Chojna oraz okolicznych klientów młyna.
Kazimiera i Tomasz Kozielscy mieli sześcioro dzieci.
Córki:
Bolesławę – …….
Helenę – Helena Vogt Kozielska , w 1939r. wyszła za mąż za obywatela Szwajcarii W. Vogta (przedstawiciela handlowego koncernu Brown Boveri).
oraz synów: Lecha, Mariana, Janusza i Henryka.
Jak rodzina podzieliła się rolami i obowiązkami aby pogodzić pracę seniora rodu Kozielskich p. Tomasza , który pracował w Cukrowni Dobrzelin a zarządzaniem i dbaniem o nowy nabytek w dalekim Chojnie?
W Chojnie z matką – Kazimierą Kozielską pozostali synowie Janusz i Lech…. natomiast z ojcem w Dobrzelinie Marian i Henryk. Córki pozostały razem z matką.
Tomasz Kozielski pełniąc funkcję dyrektora cukrowni przyjeżdżał do nich od czasu do czasu.
Lech Kozielski – uczestnik od stycznia 1919r w Powstaniu Wielkopolskim w szeregach 14 Dywizji Piechoty Wielkopolskiej/1 Dywizji Strzelców Wielkopolskich. Za męstwo i wybitne czyny na polu chwały nagrodzony został dwukrotnie „Krzyżem Walecznych”: w 1920r i w 1921r. Następnie za udział w wojnie 1922r. Naczelnik Państwa i Naczelny Wódz nadał bombardierowi Lechowi Kozielskiemu 14 pal. order „VIRTUTI MILITARI”.
Janusz Kozielski ur. 07.02.1912 r. w Brześciu Kujawskim. Zmobilizowany do wojska w 1939 roku . Po wyjściu z niewoli dołącza do rodziny, która po opuszczeniu Chojna przed Niemcami schroniła się w Żychlinie u Heleny – Vogt Kozielskiej , która w 1939r. wyszła za mąż za obywatela Szwajcarii W. Vogta (przedstawiciela handlowego koncernu Brown Boveri)- ( temat na kolejną historię związaną z Żychlinem). Janusz Kozielski zmarł 15 maja 1948 – miał 36 lat. Spoczywa na cmentarzu w Chojnie.
Rodzina Kozielskich. Ojciec i czterech synów.
Od lewej….. Janusz , Lech……Tomasz Kozielski ……. Marian , Henryk.
Henryk – pierwszy z prawej – najmłodszy – Henryk Kozielski brał udział w Wojnie Obronnej 1939r. Walczył w szeregach Armii Poznań w Bitwie nad Bzurą i w Obronie Warszawy, w której został ciężko ranny. Do końca życia miał odłamki granatu w nodze.
„ Dziś rozmawiałem z bardzo starszą Panią….. jedyną żyjącą osobą pamiętającą Henryka……co powiedziała???????…..
…….był cudownie piękny i przystojny………byłam za młoda aby go kochać……ale na tyle dorosła aby się w nim „podkochiwać” , mimo swojego młodzieńczego wieku ……… powiedziała to rozmarzonym głosem……..”
Gdzie mieszkał w latach 30tych , w Dobrzelinie senior rodu Kozielskich Pan Tomasz Kozielski?
Dobrzelin – Mizerki.
(……..dalej moje wiadomości są bardzo skąpe…. !!)
Dobrzelin – droga na Drzewoszki – budynek w głębi po lewej stronie. To tu mieszkał Tomasz Kozielski z synem Marianem.
Mieszkała tu również Maria Mazowiecka………… dziś we wspomnieniach starszej Pani…… To była piękna kobieta i wzajemna miłość.
Maria Mazowiecka – późniejsza Maria Kozielska. Są dwa zdjęcia tej pięknej pary. Zdjęcie w bajkowej białej sukni ślubnej jest w Szwajcarii – na obecną chwilę jest nie do odzyskania.
Maria Kozielska 22 kwietna 1930 roku w Kole , urodziła syna – Wojciecha , Jerzego Kozielskiego.
Zmarła 15.05.1930 roku . …… powtarzam słowa starszej Pani…..” cierpiał i tęsknił”……bardzo się zmienił.
Figurę pięknego Anioła , która jest na cmentarzu w Żychlinie ufundował ojciec Mariana i teść Marii , Pan Tomasz Kozielski.
Marian Kozielski – mąż Marii zmarł 15 czerwca 1936 . …… spoczywają razem i blisko , marzyli o życiu , które zostało niespodziewanie przerwane …… ,nie wszystkie radości zdążyli przeżyć.
Zapalmy symboliczną lampkę i spróbujmy pomóc Organizatorom dzisiejszej kwesty aby przywrócić piękno tego pomnika. Tomasz Kozielski zmarł 3 lutego 1938 roku. Jego grób jest bardzo blisko synowej i syna……pamiętajmy i o Nim.
Zdjęcie poniżej jest podarunkiem i podziękowaniem dla Organizatorów tej pięknej inicjatywy . Strona „zychlin-historia.com.pl” dziękuje wszystkim osobom , które w przeciągu 12 godzin pomogły odnaleźć tę fotografię.
MARIA I MARIAN KOZIELSCY.
W artykule czytamy:
„…za udział w wojnie 1922r. Naczelnik Państwa i Naczelny Wódz nadał bombardierowi Lechowi Kozielskiemu 14 pal. order „VIRTUTI MILITARI””.
Jednak Virtuti Militari nie dostaje się „za udział”. Artykuł 4 ustawy orderu wojskowego „Virtuti Militari” z dnia 1 sierpnia 1919 roku mówi: „Order wojskowy „Virtuti Militari” jest nagrodą czynów wybitnego męstwa i odwagi dokonanych w boju i połączonych z poświęceniem się dla dobra Ojczyzny. (…) Krzyż Srebrny – [a taki otrzymał Lech Kozielski – przyp. mój] otrzymuje oficer, podoficer lub żołnierz za czyn wybitnego męstwa, połączony z narażeniem życia.”
Jakiego więc czynu dokonał bombardier 4 baterii II dywizjonu 14 p.a.p. Lech Kozielski?
Z wniosku na odznaczenie Lecha Kozielskiego VM czytamy (pisownia oryginalna):
„Baterja cofając się dnia 16 lipca 1920 r wraz z 58 p.p. Wlkp. traktem z Słucka, napadnięta została znienacka przez dwa pancerne automobile i silnie ostrzeliwana z 9 ciu kulomiotów. Jako celowniczy zdołał nie tylko wyciągnąć swe działo z trzęsawiska, w jakie konie spłoszone nagłem i bliskiem ogniem karabinowym je wciągnęły, lecz trzecim pociskiem trafił wyznaczone mu auto pancerne na odległość 800 mtr. tak, że zostało zupełnie zniszczone, obsługa cała zaś zabita.
Dnia 30 września 1919r. była batr pod Bawinem zupełnie odcięta od II baonu 3 p. strzelc. Wlkp. z którem razem w akcji była. Bolszewicy podchodzili już pod baterię. Celem nawiązania łączności z piechotą poszli plut. Prauziński i kan. Kozielski, jako ochotnicy i zdołali dzięki swej przytomności umysłu zaciągnąć informacji o sytuacji które baterię ocaliły. O godz. 4 00 popoł. gdy batr rozpoczęła odwrót zostało jedno działo w Babinie i zasłaniało nasze ustępujące oddziały celnemi strzałami przed następującym wrogiem. Celowniczem i działonowem równocześnie był kan. Kozielski. Najmniejszy celownik na który działo strzelało był 600 mtr. Po wyjściu oddziałów z Babina cofnęło się działo bez strat do baterji.”
Tyle we wniosku. Krótka, żołnierska relacja. A więc były dwa czyny męstwa. Przyjrzyjmy się bliżej pierwszemu z opisanych czynów z dnia 16 lipca 1920r., opierając się na spisanych w 1930 roku wspomnieniach naocznego świadka, kpt. Wacława Gadomskiego, uczestnika wojny polsko bolszewickiej, ówczesnego dowódcy 7 baterii III dywizjonu 14 p.a.p. (pisownia oryginalna):
„(…)Podczas generalnej ofenzywy bolszewickiej w lipcu 1920r. przypadło jak wszystkim innym oddziałom tak i naszej dywizji w udziale wycofywanie się z zajmowanego frontu na rozkaz naczelnego dowództwa. Dnia 9. lipca rozpoczyna więc cała dywizja nakazany odwrót z nad Berezyny. Po wszelkich przygotowaniach do odwrotu oraz po spaleniu mostów pod Bobrujskiem i zniszczeniu zdobytej na bolszewikach pancerki przez zrzucenie jej do rzeki Berezyny, oddziały dywizji odrywają się od nieprzyjaciela i rozpoczynają odstępować w tył. (…) Dywizja, włącznie z swemi taborami, ciągnie się jako długi, olbrzymi wąż wciąż i wciąż ku zachodowi, ubezpieczając strażami swe czoło, bok i tyły. (…) I otóż zdarza się, że kolumnę naszą napada bolszewik to w tem to w owem miejscu, to w biały dzień to w nocy. Zawsze napada niespodzianie i silnie wspiera napad karabinami maszynowemi i często armatami. Za wszelką cenę usiłuje wróg swem natarczywem nękaniem skruszyć ducha naszego, chce zmęczyć nas, chce wyczerpać naszą amunicję, usiłuje odciąć nam dalszy odwrót, chce nas wreszcie rozbić i zabrać w niewolę. (…) Otuż w straży tylnej dywizji maszeruje 58.p.p. z drugim dywizjonem 14.p.a.p. Baterje II dyonu posuwają się w kolumnie, przydzielone do poszczególnych baonów i maszerują szosą nimi poprzeplatane. (…) Około godziny 11-ej [16 lipca – przyp. mój] pomiędzy folwarkami Płaskowicze a wsią Nagórna dostaje się 4-ta baterja w bardzo krytyczną sytuację. Wydaje się, jakoby nieprzyjaciel przedewszystkiem wybierał sobie artylerję i tabory nasze jako objekt swych napadów. Otóż po opisanych wydarzeniach maszeruje straż tylna dywizji wciąż szosą dalej w kierunku zachodnim na Sieniawkę. Wtem nagle słychać w bardzo bliskiej odległości od szosy z gęstych zagajeń i krzaków z prawej strony nadzwyczajnie silny trzask kilku karabinów maszynowych. Jest to znowu bardzo energiczne i raptowne zaskoczenie bolszewików. Słychać jeden przeraźliwy świst w powietrzu. Gęsty i straszny deszcz kul, miotany z za krzaków, pada właśnie na 4-tą baterję która idąc w kolumnie, co dopiero wysunęła się na szosie, wychodząc z zakrycia utworzonego przez dość wysokie ściany wąwozu, przy skrzyżowaniu szosy z drogą polną do wsi Mały Bałwań. Wtem miejscu prowadzi szosa dalej po nasypie w otwartym terenie, ponad rozłożystą łąką z strony lewej.
Baterja zaskoczona z prawej tak bliskim, niespodziewanym a tak gwałtownym ogniem broni maszynowej, formalnie zepchnięta z szosy, stacza się wprost odruchowo z nasypu na rozległą łąkę, spiesznie podążając pojedyńczemi zaprzęgami na przełaj w kierunku południowo zachodnim. Opanowanie w tym momencie baterji przez jakąkolwiek komendę czy w inny sposób jest zupełnie niemożliwe. Powoda chłopska z bateryjnym karabinem maszynowym zjeżdża z szosy, wywraca się na pochyłości nasypu szosy. Kpt. Jenek, d-ca kar. masz. z obsługą pozbierał swój sprzęt i natychmiast ustawia za kopką żwiru swój karabin w pozycji. Natychmiast kładzie on na skraj krzewów silną zaporę ogniową, wystrzeliwując 3 taśmy naboi. Zaraz też rozsypuje się jedna kompanja i uderza w kierunku na niewidocznego w krzakach nieprzyjaciela, jednak ogień przybija ją do ziemi. Baterja rozsypana na łące dąży w kierunku południowo-zachodnim, by się wydostać z strefy ognia. –
Łąka okazuje się jednak dalej mokra i bagnista. Niektóre jaszcze i armaty zaczynają grzęznąć i przystawają. Niechybnie mogli bolszewiccy celowniczowie karabinów maszynowych skosić bezkarnie i niczem nie powstrzymani, gramolącą się w bagnistej łące baterję. Na szczęście pierwsza nawałnica ognia przeszła tuż ponad głowami baterji, gdyż ani jeden człowiek ni koń na szosie nie został. Po stoczeniu się baterji z dość wysokiego nasypu szosy na łąkę, bolszewicy oszołomieni sukcesem zmiecenia baterji z szosy i wstrzymania się kilku zaprzęgów, potęgują jeszcze swój ogień, chcąc zniszczyć baterję doszczętnie. Jednakże celowniczowie bolszewiccy rozgorączkowani nadzwyczajnie udanem zaskoczeniem i kompletnem porażeniem baterji, prowadzą w dalszym ciągu ich snop śmiercionośnych kul ponad głowami. Pewna jest bolszewicka obsługa najzupełniej, że trafia, widząc zatrzymujące się zaprzęgi i padające konie, które jednak się tylko słaniają, grzęznąc w bagnie. Jest oczywiście w tych chwilach parę koni trafionych.
W tej nader krytycznej sytuacji, podczas niesłabnącego ognia, d-ca baterji ppor. Sypniewski Ryszard usiłuje wydobyć zaprzęgi grzęznące. Wreszcie następuje moment, kiedy w coraz więcej bagnistym gruncie, prawie wszystkie armaty przystanęły.
Wtem oficer baterji ppor. Nawrocki Ludwik, będący przy jednym z tylnich dział, nie zważając na nieznośny świst gęstego gradu kul zeskakuje z konia, dobiega do 4 działa i momentalnie z pomocą obsługi otwiera ogień na ukryte, wciąż ogniem ziejące karabiny maszynowe nieprzyjacielskie. Dzielnie, nieodstąpiwszy swego działa pracują w pocie czoła przy kierownicy działa ogniomistrz Bodył, celowniczy kan. Kozielski i przy zamku kan. Turozdowski. A praca jest prawie ponad siły zwłaszcza przy przetaczaniu działa, ugrzęzłego w bagnistym terenie i przygotowania go do strzału.
Po oddaniu drugiego strzału, zaczyna się coś ruszać w zakrzaczeniach i – o dziwo – wyłaniają się z zarośli dwa auta pancerne, które nie przestając siać ogniem, kierują się ku nam na pobliską szosę. Obsługa tych wozów stalowych, widocznie ogłuszona turkotem swych silników, nie spostrzega w tej chwili jeszcze strzałów naszego działa. Uważa ona naszą baterję za zlikwidowaną więc stara się szybko wyjechać na szosę, celem łatwego zwalczenia i zmasakrowania naszych oddziałów zablokowanych w wąwozie, które nie mogą się ruszyć zaszachowane ogniem, ni w przód ni w tył.
Równocześnie zaczynają grać karabiny maszynowe z okien pobliskiego folwarku Płoskowicze, znajdującego się na lewo od miejsca ukazania się aut pancernych w odległości trzysta metrów od szosy. Ogień ich skierowany jest na szosę na tabory i na 4-tą baterję naszą. Z powodu działania aut pancernych nasza kompanja nie może dotrzymać pola i wycofuje się za nasyp szosy.
Na szosie uchwycił teraz ogień z aut niektóre nasze podwody chłopskie i wozy taborowe, wysuwające się jeszcze nieopatrznie z wąwozu. Widać padające lub ponoszące konie, widać niejeden wywracający się wóz i niejednego ginącego woźnicę.
Jest to punkt kulminacyjny nadzwyczajnie dla nas krytycznego położenia. Wtem pada trzeci strzał z naszego działa, oddany celownikiem na 700 metrów na pierwszy zbliżający się ku szosie automobil pancerny. Pocisk pada celnie i rozbija go. Widać słup dymu eksplodującego pocisku w samym środku woza. Wóz zapala się i płonie.
W tej chwili słabnie napiecie ognia nieprzyjacielskiego. Drugi wóz pancerny tyłem się cofa i wnet znika za zaroślami. Działo przyspiesza ognia za znikającym wozem, który jak później stwierdzono, został 150 metrów za pierwszym trafiony i opuszczony przez obsługę. Po załatwieniu się z najgroźniejszym przeciwnikiem, ppor. Nawrocki zwraca ogień na wciąż działające karabiny maszynowe z folwarku. Po kilku celnych strzałach na folwark na celowniku 1200 metrów, ogień nieprzyjaciela słabnie. Wtem zauważono przy jaszczu 4 działa, gdy się trochę uspokoiło i obsługa ochłonęła, kanoniera, który zdawał się wciąż chować za jaszcz, leżąc plackiem w trawie. Potrącono go raz i drugi, by wstał, a nie tchórzył. Lecz kanonier ten już się nie ruszył, nie wstał. Biedny on leżał bez życia, przeszyty kulą bolszewicką przez samo serce. Padł bez słowa, nawet nie zauważono kiedy i jak. Był to jezdny Józef Sochacki, którego śmierć żołnierska zaskoczyła prawdopodobnie podczas odprzodkowania działa.
Zajście odbywa się w bardzo szybkim czasie. Od chwili zaskoczenia minęło zaledwie kilka minut, w której dowódca baterji zdołał, wydobywszy konia z bagna, skierować resztę dział na folwark. W ostatnich chwilach zdążyła piechota rozwinąć się z wąwozu i uderzyć na nieprzyjaciela, który pod osłoną aut pancernych podsunął się już pod szosę. Działanie piechoty wsparte kilkoma serjami całej 4-tej baterji odrzuca nieprzyjacielską piechotę w tył. Cofanie jej nabiera powoli charakteru ucieczki.
W nagrodę za dzielny czyn obsługi 4-go działa, spowodował ppor. Nawrocki podanie wniosku na odznaczenie dla celowniczego Kozielskiego.
Niebawem baterja wyjeżdża na szosę i wstrzymana część kolumny straży tylnej rusza w dalszą drogę, dołączając po niejakiem czasie do kolumny. Baterja szczęśliwie wyszła cało z tak krytycznego położenia, tracąc tylko jednego poległego kanoniera, mając jednak pięć koni zabitych, które śmiertelnie trafione, pozostały na miejscu na bagnistej łące.(…)”
Mamy więc dokładny opis okoliczności jednego z czynów, za który Lech Kozielski otrzymał Krzyż Srebrny Orderu Virtuti Militari o nr 4659.
Ten czyn wymieniony jest również we wniosku o nadanie mu Krzyża Walecznych po raz pierwszy.
We wniosku tym czytamy (pisownia oryginalna):
„Brał czynny udział przy rozbiciu dwóch nieprz. samochodów pancernych które naparły na batr. pod Płaskowiczami w dniu 16. lipca 20.r.
Nadto przyczynił się do odparcia dwóch nocnych ataków nieprzyjaciela na batr. dnia 4./8/20. pod
Wierzchlis n/Bugiem i 17./8/20 pod N. Mińskiem.”
A drugi z czynów bojowych z wniosku na VM był również podstawą do nadania mu Krzyża Walecznych po raz drugi.
Z II wniosku na KW (pisownia oryginalna):
„Dnia 30 września 1919r. była batr. Pod wsią Bawinem zupełnie odcięta od III/ 57.p.p. Wlkp. z którym to razem w akcyi była. Nieprz. podchodził już pod baterię. Celem nawiązania łączności z piechotą wysłani zostali plut. Prauziński i Kan. Kozielski jako ochotnicy i zdołali dzięki swej przytomności umysłu zaciągnąć inform. o sytuacji co batr. ocaliło. O godzinie 16. gdy batr. rozpoczęła odwrót zostało jedno działo pod Bawinem i chroniło ustępujące własne oddziały celnem strzelaniem od ataków nieprz. Celowniczym i działonowym był równocześnie kan Kozielski strzelając przeważnie na 700 m. Po wyjściu oddziałów z Bawina, cofnęło się działo bez strat.”
Wiemy więc jakich to czynów męstwa dokonał Lech Kozielski zasługując w pełni na przyznane mu odznaczenia.
Lech Kozielski na froncie litewsko-białoruskim przebywał od sierpnia 1919 r. do października 1920 r., kiedy to z całą baterią powrócił do Poznania.
Brał udział we wszystkich bez wyjątku działaniach wojennych 4 baterii 14 p.a.p. na froncie litewsko-białoruskim, a mianowicie:
ofensywa Mińsk – Bobrujsk, walki na przyczółku Bobrujska, walki pod Szaciłkami i Horwalem – odwrót – walki nad Bugiem – bitwa pod Warszawą – ofensywa do Łomży – Kolna, walki pod Brześciem – bitwa nad Niemnem – zajęcie Mińska Litewskiego.
To tylko ważniejsze walki.
Piękne wojenne karty. A wojna polsko-bolszewicka to ani nie pierwszy, ani nie ostatni raz kiedy to Lech (a właściwie Leszek, bo takie imię zapisano w metryce urodzenia) Kozielski stawał do walki o Ojczyznę. Przedtem było Powstanie Wielkopolskie, a potem wrzesień 1939r.
Zmarł 1 października 1980 roku. Spoczywa w Poznaniu.
Czytając ten tekst cisnęły mi się na usta dwa słowa „piękna polska rodzina”. Przedsiębiorcy, powstaniec wielkopolski, powstaniec warszawski, żołnierz Armii Poznań – synowie i córki wychowani na prawdziwych patriotów. Iluż takich wspaniałych młodych ludzi wychowały polskie rodziny dla niepodległej Polski. Los rzucił ich do Żychlina i tu część tej wspaniałej rodziny zostawił na zawsze. Bardzo cenna inicjatywa zorganizowania kwesty stała się przyczynkiem do odkrycia historii rodziny Kozielskich. Teraz zatrzymując się przed nagrobkiem z aniołem będziemy mieć przed oczami piękną twarz Marii i jej męża. Miejmy nadzieję, że żychlinianie okazali się hojni i zabytkowe nagrobki Marii i Mariana oraz Tomasza Kozielskich szybko zostaną odnowione.